Szwajcaria
Dzień 1.
Gdy wyjeżdżamy ze Stalowej Woli nic nie zapowiada prognozowanych burz, w związku z którymi zdecydowaliśmy się odpuścić najbliższą noc pod namiotem na kempingu. Do przejechania tego dnia mamy 1000 km. Zatrzymuje nas korek na autostradzie pod Krakowem, potem pod Wrocławiem i na granicy z Niemcami.
Przejeżdżając przez Niemcy mijamy zapowiadany front burzowy. Mamy nadzieję, że kolejne prognozy też się sprawdzą i czeka nas piękny i słoneczny tydzień w Szwajcarii.
Wieczorem docieramy do eleganckiego i niedrogiego Gasthaus w miejscowości Bayreuth.
Dzień 2.
Wyspani i wypoczęci ruszamy w dalszą drogę w kierunku Norymbergii i Stuttgartu.
Po drodze wstępujemy do piekarni w miejscowości Gullstein.
Na granicy niemiecko-szwajcarskiej omyłkowo zjeżdżamy na bramki tranzytowe dla tirów. Nie zorientowaliśmy się, że pas LKW jest dla tirów, a PKW dla samochodów osobowych. Ale nie tylko my popełniamy ten błąd. Rozwiązanie tej sytuacji kosztuje nas nieco czasu.
We właściwej kolejce pogranicznik każe nam wyjechać z kolejki aut i sprawdza nasze dokumenty. Pyta się w jakim celu wjeżdżamy do kraju i na jak długo. Potem życzy nam miłego pobytu.
Od przekroczenia granicy dzieli nas już tylko 3 km do Rheinfall. To największy pod względem przepływu wodospad Europy. Położony jest na przełomie Renu w miejscowości Neuhausen am Rheinfall.
■ Lokalizacja: Wodospad Rheinfall
Bilety na wodospad kupujemy w kasie (5 franków za jeden bilet). Koszt parkingu to 5 franków za pierwszą godzinę, za każdą kolejną godzinę 2 franki. Obok kasy znajduje się sklep z pamiątkami i bezpłatna toaleta. Wcześniej czytaliśmy, że wodospad można zobaczyć z bezpłatnych, ale nieco oddalonych punktów widokowych. Naszym zdaniem warto jest jednak kupić bilety wstępu.
Nad wodospadem spędzamy prawie dwie godziny. Spływająca woda ma ogromną moc. Wodospad jest dosłownie na wyciągnięcie ręki, a krople wody czuć na twarzy.
Kasa biletowa
Obok kasy znajduje się sklepik z pamiątkami, a w nim wielka szwajcarska krowa
Aby dojść do punktu widokowego, trzaba przejść przez malowniczy zamek Laufen
Dziedziniec zamkowy
Widok z zamku na dolinę
Wystarczy zejść kilka schodków na dół, aby naszym oczom ukazał się ogromny wodospad Rheinfall
Na dole znajduje się jedna z platform widokowych, gdzie praktycznie możemy dotknąć płynącej wody z wodospadu
Można tutaj również wykupić rejs, który zabierze nas na platformę znajdującą się na środku wodospadu
Aby dojechać do kempingu przejeżdżamy przez Zurich. Miasto wydaje nam się jakby było wielopoziome. Dołem jest autostrada, górą jeździ kolej. Na obrzeżach miasta rzuca się nam w oczy pan, który do plecaka ma przyczepiony lampion bno. O tym, jak popularny w tym kraju jest to sport przekonamy się w środę. Niestety tym razem mamy za mało czasu, żeby pozwiedzać szwajcarskie miasta.
Za Zurychem zatrzymujemy się na noc na kempingu nad rzeką.
Pierwszy camping w Szwajcarii
Dzień 3.
Z kempingu tylko sześć kilometrów dzieli nas od Domu Czekolady Lindt. Gdy przed wyjazdem chcieliśmy na oficjalnej stronie internetowej zarezerwować bilety do muzeum Lindt to okazało się, że miejsca są wyczerpane trzy tygodnie do przodu. W sieci znaleźliśmy informacje, że bilety można dostać kupując Szwajcarską Kartę Turystyczną (Swiss Travel Pass), która obejmuje nieograniczone przejazdy pociągami i autobusami oraz wejściówki do wybranych muzeów, w tym do muzeum Lindt. Inne źródła internetowe mówiły, że Dom Czekolady dysponuje pewną pulą biletów, które można kupić na miejscu w kasie. Liczyliśmy na tę drugą opcję, dlatego byliśmy na miejscu jeszcze przed otwarciem Domu Czekolady. Samochód zostawiliśmy na podziemnym parkingu pod fabryką Lindt i tuż po otwarciu drzwi muzeum staliśmy już przy kasie. Z kupnem biletów nie mieliśmy problemów.
■ Lokalizacja: Dom Czekolady Lindt
W holu głównym Domu Czekolady znajduje się wielka fontanna czekoladowa, która jest największym tego typu urządzeniem na świecie (prawie 10 m wysokości). I czuć oszałamiający zapach czekolady.
Przy wejściu do muzeum odbieramy audioprzewodniki w języku angielskim. Język polski nie jest dostępny. Przykładając je do różnych punktów, można je aktywować i posłuchać różnych historii i ciekawostek
Dom Czekolady Lindt
Kupujemy bilety w kasie
Nasz audioprzewodnik
Największa na świecie fontanna czekoladowa znajduje się na holu Domu Czekolady Lindt - można ją zobaczyć całkowicie za darmo!
Pierwsza sala przedstawia sposób, w jaki pozyskuje się ziarna kakaowca, kolejna jak produkuje się czekoladę. Jest też historia przemysłu czekoladowego, z której dowiadujemy się m. in. że prekursorem czekolady w Szwajcarii był Cailler. Na ścianach w gablotach oglądamy archiwalne opakowania czekolad, czekoladek, bombonierek.
Jak pozyskujemy ziarno kakaowca
Archiwalne opakowania czekolad
Opakowanie Toblerone produkowane jest do dnia dzisiejszego w praktycznie nie zmienionej formie
Forma na czekoladki w kształcie kota
W jednej z sal można obejrzeć reklamy czekolad Lindt, np. z udziałem Rogera Federera. Jest tu też ogromny globus. Gdy nim kręcimy i wybieramy Polskę możemy przeczytać dane statystyczne dotyczące spożycia czekolady przez Polaków. Całe muzeum jest nowoczesne i pełne interaktywnych eksponatów.
Kosmiczna sala, gdzie możemy obejrzeć reklamy Lindta...
...oraz poczytać dane statystyczne o spożyciu czekolad w Polsce i nie tylko.
Mapa fabryk czekolady w Szwajcarii
W końcu trafiamy na trzy fontanny czekoladowe. Każdy z nas bierze w rękę łyżeczkę i oddaje sie przyjemności degustacji płynnej czekolady: białej, mlecznej i deserowej. Uwielbiamy czekoladę pitną więc degustacja chwilę trwa. Tuż za fontannami stoją automatyczne dozowniki. Gdy podsuwamy kolejno pod każdy z nich rękę, wypada ze środka kawałek czekolady: gorzkiej, z solą lub z pomarańczą. Tak nam się podoba ta atrakcja, że nasz pobyt w Domu Czekolady się wydłuża.
Sala w której poznajemy proces powstania czekolady...
...oraz możemy skosztować jak smakuje!
Są też dozowniki, z których można pobrać różne próbki czekolad do zjedzenia
A to jeszcze nie koniec degustacji. W ostatniej sali można spróbować różnych smaków czekoladek Lindt. Zasłodzeni na maksa idziemy jeszcze obejrzeć filmiki m. in. o tym jak AI jest wykorzystane w procesie produkcji i zaglądamy przez szybę na linię produkcyjną. Tuż przed wyjściem czeka na odwiedzających jeszcze jedna atrakcja. Po przyłożeniu biletu do czytnika, wypada złota kula i przemierza tor z przeszkodami po to, by na końcu interaktywny czekoladnik podarował każdemu pyszną czekoladkę. Nam się trafiają rarytasy pomarańczowe i karmelowe.
W tej sali dostajemy praliny Lindt
Można zabrać ze sobą po jednej sztuce każdego smaku
Pyszności!
W tym miejscu kończymy nasze zwiedzanie z audioprzewodnikiem
Po wizycie w muzeum każdy może skorzystać z usług kawiarni lub zrobić zakupy w sklepie, w którym półki uginają się pod niezliczonymi ilościami i rodzajami czekoladek i bombonierek od Lindt. Niewątpliwie jest to największy sklep czekoladą w jakim do tej pory byliśmy. Spotkaliśmy też smaki czekoladek Lindt jakie w Polsce nie są dostępne: miętowe, kokosowe czy matcha.
Nie mogliśmy się oprzeć tej pokusie i każdy z nas zakupił sobie puszkę czekolady do picia.
Pora na zakupy w sklepie Lindt
Do wyboru mamy niezliczoną ilość czekolad
Nie mogło zabraknąć również kilku tysięcy pralin Lindt!
Są również pamiątkowe czekoladki ze szwajcarskimi motywami
Prosto z Lindt jedziemy przez Lucernę na południe Szwajcarii. Krajobraz się zmienia, naszym oczom ukazują się przepiękne góry i majestatyczne szczyty pokryte śniegiem.
Dojeżdżamy do Doliny Lauterbrunnental - uznawanej za jedną z najpiękniejszych górskich dolin świata i nazywana „Doliną 72 Wodospadów”. Najbardziej atrakcyjnymi są wodospady Trümmelbach i Staubbach. Tolkien na wzór tej doliny stworzył elfickie Rivendell w trylogii „Władca Pierścieni”.
W dolinie Lauterbrunnen zostawiamy samochód na parkingu i ze stacji Stechelbarg wjeżdżamy prawdopodobnie najbardziej stromą kolejką linową na świecie do alpejskiej wioski Murren. Stamtąd schodzimy do innej wioski: Gimmelwald. To są właśnie widoki w Szwajcarii na jakie liczyliśmy.
■ Lokalizacja: Wioska Murren
Parking w dolinie Lauterbrunnen
Najbardziej stromą kolejką jedziemy ze stacji Stechelbarg do wioski Murren
Stacja kolejki w Murren
Spacerujemy po wiosce Murren...
...a następnie udajemy się szlakiem do wioski Gimmelwald.
Podczas wędrówki towarzyszy nam wymarzona pogoda, przez co widoki są przepiękne
Wchodzimy do wioski Gimmelwald...
...gdzie spotykamy pierwszych jej mieszkańców.
Domy położone są na dość stromych stokach
Pomimo, że jesteśmy wysoko w górach, to obok domów znajdują się ogródki działkowe!
Doniczki z kwiatami wkomponowane w drewutnię
Gdzie się nie obejrzymy, to widoki zapierają dech w piersiach
Tuż obok parkingu samochodowego znajduje się największy wodospad w Szwajcarii Mürrenbachfall o wysokości 417 metrów
Spoglądając na krowę stojącą przy wodospadzie możemy lepiej wyobrazić sobie jego wielkość
Na nocleg zatrzymujemy się na dużym kempingu w dolinie. Ponieważ nie mamy przelotki do gniazdek, żeby podłączyć suszarkę do włosów, pytamy o nią napotkanego Polaka. Okazuje się, że nasz rozmówca ma takie kłopoty, że nasz problem z przelotką to błahostka. Na szlaku w górach Polacy zgubili klucz do wypożyczonego kampera. Byli zmuszeni na miejscu wypożyczyć namiot i nie mogą dostać się do swoich rzeczy. Nasz nowy znajomy wcale nie był tym faktem załamany. Podsumował całą sytuację słowami: "Na szczęście utknęliśmy w bardzo ładnym miejscu".
Kemping Rütti Stechelberg...
...to jeden z najładniejszych pod względem widoków na jakim byliśmy.
Dzień 4.
Rano jemy śniadanie z widokiem na ośnieżone alpy.
Śniadanie z widokiem na alpy! Niezpomniane przeżycie
Cztery minuty od kempingu podjeżdżamy do wodospadu Trummelbach. Parking jest bezpłatny i można tu stać samochodem do dwóch godzin. Do wodospadu prowadzi asfaltowa ścieżka, przy której stoi kasa z biletami. Cena biletu to 16 franków.
■ Lokalizacja: Wodospad Trummelbach
Tuż za kasą jest winda, którą można wjechać na poziom szóstej kaskady. Z windy wchodzi się do jaskini. W środku jest zimno i wilgotno. Warto było wziąć ze sobą przeciwdeszczowe kurtki. Woda spływa potężnym nurtem drążąc tunele w skałach i powodując ogromny hałas.
Wodospady Trummelbach to seria 10 wodospadów płynących w górze o łącznej wysokości 140 metrów
Woda płynie w skałach drążąc finezyjne kształty jaskiń
W jaskiniach znajdują się tunele dla zwiedzających
Wodospady są ogromne tak samo jak hałas z nich bijący. Niestety zdjęcia nie oddają tego w żaden sposób, to trzeba zobaczyć na żywo!
W jednym miejscu na trasie można zobaczyć dolinę Lauterbrunnen
Kolejnym punktem, przy którym się zatrzymujemy jest Blausee. Parking kosztuje tu 5 franków, bilet 11 franków. Krajobraz tego parku natury o powierzchni 20 hektarów został ukształtowany 15 tys. lat temu przez obsunięcie się skał. Obecnie można tu pospacerować po leśnych ścieżkach i pooglądać krystalicznie czyste jezioro, w którym pływają karpie. Zaglądamy również do części pokazowej hodowli karpia, która dzięki czystości wody, dobrej jakości pożywienia i powolnemu wzrostowi czyni pochodzące stąd ryby produktem ekologicznym o wysokiej jakości.
■ Lokalizacja: Jezioro Blausee
Latem, w cenie biletu, można po jeziorze popływać łódką. Korzystamy z tej atrakcji, a razem z nami na pokładzie są obywatele Indii i Francji. Łódka mieści maksymalnie 12 osób, a rejs trwa 15 minut. Pan, który obsługuje łódkę, opowiada po francusku i angielsku legendę o powstaniu jeziora.
Wejście nad jezioro Blausee, gdzie kupujemy bilety
Po kilku minutach spaceru przez dorodny zielony las, naszum oczom ukazuje się niebieska tafla jeziora
W jeziorze pływają wielkie pstrągi
Wybieramy się również na rejs łódeczką po jeziorze
Podpływamy do rzeźby, która wiąże się z legendą o powstaniu jeziora
Na łódce zwiedzamy również część jeziora wchodzącą w las
Obok jeziora mieści się hodowla pstrągów
Z Blausee jedziemy na kolejny kemping. Szybko rozbijamy namiot, bo tego dnia czeka nas jeszcze trening orientacji sportowej pod nazwą 2. Berner Abendlauf w miejscowości Rubigen zorganizowany przez klub OlNorsk. W Szwajcarii biegi na orientację są bardzo popularne. To stąd pochodzą biegacze ze światowej czołówki w tej dyscyplinie sportu. Do wyboru jest kilka dystansów. Marcin biegnie najdłuższy i najtrudniejszy dystans mierzący w wariancie optymalnym 6,1 km i 19 PK z przewyższeniem 100 m. Ania wybiera trasę 3,2 km i 12 PK. Najpierw w biurze zawodów biegacze sami wybierają swoje minuty startowe i wpisują się na odpowiedniej liście. W ten sposób od godz. 17:15 do godz. 19:30 co minutę kilka osób wybiega na trasy z boksów startowych oddalonych o 1,1 km od biura zawodów.
W biuurze zawodów czekają na nas karty, na których sami sobie wybieramy sobie minuty startowe
Na starcie zawodów
W Szwajcarii obowiązuje system pomiaru czasu Sportident, taki sam jak w Polsce. Obszarem zawodów jest gęsty las pełen zawodników pozdrawiających się w języku niemieckim, a czasem potrzebujących pomocy i zwracających się z pytaniem: „Entschuldigen. Wo bin ich?”
Mety (Ziel) są dwie, w zależności od wybranej trasy. Jedni zawodnicy (Marcin) kończą swój bieg na północy lasu, na mecie oddalonej 400 metrów od centrum zawodów. Inni (Ania) finiszują na południu lasu (1,5 km od centrum zawodów).
Na koniec obowiązuje samoobsługa. Każdy sam podchodzi do specjalnie przystosowanego samochodu, gdzie może odczytać swojego chipa i uzyskać wydruk z wynikami.
Na listach wyników sprawdzamy później że tego dnia, w środku tygodnia, wystartowało 350 osób!!
Meta biegu
Ostatni lampion jaki podbijamy na trasie
Samochód, w którym odczytujemy swojego chipa na mecie
Trasa biegu Marcina
Wieczorem wracamy na kemping. Całe pole namiotowe jest zajęte przez dzieci, które mają tu jakiś obóz/letnią szkołę. My dostaliśmy wydzieloną prywatną parcelę. W cenie kempingu jest też basen zasilany na bieżąco wodą z rzeki. Szkoda, że nie mieliśmy czasu się w nim pluskać.
Po drodze na Kemping mijamy dwa znaki przestrzegające kierowców "Uwaga kot!"
Dzień 5.
Ostatniego dnia pobytu w Szwajcarii czujemy niedosyt górskich widoków. Rano wyjeżdżamy więc znów w kierunku gór. Po drodze wstępujemy do sklepu sieci Migro, gdzie robimy drobne zakupy.
Tego dnia wybieramy się nad Jezioro Oeschinen – alpejskie jezioro, doskonałe na piesze wędrówki i do wielu aktywności fizycznych (można pływać, biegać, wiosłować, zimą jeździć na łyżwach itd.).
■ Lokalizacja: Jezioro Oeschien
Zostawiamy samochód na parkingu i pierwsze kroki kierujemy do parkometru. Większość turystów omija parkometr i zamiast opłacić parking rusza prosto na szlak. Po powrocie za wycieraczkami samochodu czeka na nich bilecik z informacją o tym, że odbyła się kontrola i do zapłacenia jest mandat.
Ruszamy na trasę do jeziora Oeschinen
Parking położony najbliżej szlaku, do którego nie udało się nam dojechać
Trasa do jeziora opisana jako Familienrout nie jest taka łatwa jak ta prowadząca nad Morskie Oko. Droga jest szutrowa, z kamyczkami, żwirem i oczywiście trzeba wdrapać się pod górę. Po drodze mijamy źródełko, z którego można napić się wody i uzupełnić bidony. W końcu z zalesionego szlaku wychodzimy na kwietne łąki gdzie pasą się alpejskie krowy z przywieszonymi dzwonkami, a w tle jest widok na ośnieżone szczyty.
Na szlaku!
Tego dnia pogoda nam również dopisuje
Widoki są oszałamiające
Alpejskie krowy pasące się na łące
Chwilę później docieramy nad jezioro. Robimy kilka(dziesiąt) fotek i wychodzimy wyżej, na punkt widokowy.
Potem wracamy na dół, robimy chwilę przerwy na piknik i chłodzimy się jak pod prysznicem w wodospadzie wypływającym ze skał.
Woda w jeziorze jest ciepła, więc wchodzimy zamoczyć nogi, a Marcin pływa sobie tam i z powrotem.
Znad jeziora wracamy tym samym szlakiem, którym tu dotarliśmy.
Wsiadamy do samochodu i jedziemy na ten sam kemping, na którym nocowaliśmy pierwszej nocy.
Docieramy nad jezioro Oeschien
Spacerujemy wokół niego dostępnymi szlakami
I fotografujemy na wszelkie możliwe sposoby
Okazuje się, że w jeziorze można popływać!
Dzień 6.
Rano robimy zakupy w sklepach sieci COOP. Kupujemy m. in. zapas szwajcarskich czekolad Cailler. Będą na pamiątkę i na prezenty dla rodziny i przyjaciół. Cailler to najstarsza fabryka czekolady w Szwajcarii. Można ją zwiedzić, ale z braku czasu zostawiamy to już sobie na następną wycieczkę do tego pięknego kraju. Tymczasem podążamy dalej, w kierunku granicy z Liechtenstein.
Na zakończenie naszej wycieczki robimy czekoladowe zakupy
Szwajcaria to kraina malowniczych krajobrazów, pięknych gór i krystalicznie czystych jezior. Chociaż powszechnie wiadomo, że to drogi kraj, nie oznacza to, że zrujnuje budżet turysty bo oferuje mnóstwo atrakcji za niewielką cenę, jak choćby szlaki górskie czy urokliwe jeziora.
Do Szwajcarii warto pojechać poza sezonem, ceny są niższe i jest mniej turystów. Tanie noclegi oferują kempingi. Płaciliśmy 70-80 zł za osobę. Poranek w namiocie z niepowtarzalnym widokiem na ośnieżone Alpy – bezcenne. Trzeba pamiętać, żeby zabrać ze sobą przelotkę do gniazdek. Zapasy jedzenia można wziąć z Polski lub zrobić zakupy w Niemczech (wedle przepisów do Szwajcarii można wwieźć 1 kg mięsa na osobę). Jeśli już kupujemy w Szwajcarii to warto wybrać się do tańszych sklepów sieci Migros lub COOP. Szwajcarska Karta Turystyczna (Swiss Travel Pass) umożliwi nam nieograniczony transport różnymi środkami transportu oraz bezpłatny wstęp lub zniżki do wielu atrakcji. Nie musimy kupować butelkowanej wody. W wielu miejscach znajdują się krany z wodą, którą turyści napełniają swoje bidony. Warto też zadbać o ubezpieczenie turystyczne.
Smakołyki przywiezione ze Szwajcarii